Wybieramy Tonsai Beach :) Dojeżdżamy tam łódką za 100THB/osobę przy komplecie (ośmiu osobach). Przypłynąć było łatwo gorzej z wydostaniem się stamtąd ;) ale o tym później. Tonsai beach ma specyficzny klimat i rzeczywiście można tutaj odpocząć. Jest to mała zatoczka z dojazdem tylko od strony morza, a z pozostałych stron otaczają ją wysokie skały. Właśnie one są głównym powodem większości tu przyjeżdżających :) dobre miejsce do wspinania.
Przy plaży bar z drewnianymi podestami na których można poleżeć, wypić piwko (nie tylko ;) i posłuchać reggae ;) Piwko jest tu drogie zresztą jak w całej Malezji i Tajlandii - 70THB/330ml.
Bungalowy są różne - od 200THB najprostsze, przez 400 do 1000 - full wypas :) My wybraliśmy te po 400THB z kibelkiem i prysznicem (zimnym). Nocleg w miarę tani ale żywność w sklepie bardzo droga, a jedzenie tez do najtańszych nie należy ale tak chyba jest w takich miejscach.
Tutaj dopiero odczuwamy co to jest pora deszczowa. Co parę godzin zrywa się porywisty wiatr i leje jak z cebra. Monsun w pełnej krasie... Po południu jest odpływ więc można przejść na plaże obok ale jest na niej dużooo drożej. Jest tam bankomat i ładniejsza plaża.
Zostajemy tutaj na 3 dni. Powrót ma wyglądać tak samo - łódką. Okazuje się, że rejs kosztuje 800THB i jeśli się nie uzbiera 8 osób musimy zapłacić całość. Ostatniego dnia rano po 2 godzinach czekania przyszły 3 osoby. Dobre i tyle. Po słonecznym poranku pogoda zaczyna się psuć, fale są ogromne i płyniemy z duszą na ramieniu. Na szczęście doświadczenie sternika bierze górę nad nimi ;)