Do Ko Phangan przyjeżdżamy późno ale i tak stoją ludzie i rozdają ulotki z noclegami. Wybieramy Sabaii Bay i jesteśmy z niego bardzo zadowoleni. Jest na uboczu, mało ludzi, dużo psów ;) Jeden z nich pilnuje nam bungalowa i śpi na wycieraczce ;) Lepiej niż w domu ;) Ponieważ jest już ciemno a nie wiemy za bardzo gdzie iść zostawiamy sobie zwiedzanie na następny dzień.
Wybieramy się na trekking do wodospadu na nogach - 10 km ;), w którym niestety nie ma wody.
Tutaj dowiadujemy się jak się jeździ na motorze - 3 osoby to standard, a 4 (w tym dziecko, 3 dorosłych i jakieś pakunki) to też częsty widok ;)
Ceny niektórych rzeczy jak ubrania, torebki, itd. wydają się być tanie ale w porównaniu z Bangkokiem 2 razy droższe więc warto poczekać z pamiątkami.
Duże oblężenie jest przy fast foodach czego nie rozumiemy... Człowiek przyjeżdża zaczerpnąć kultury, w tym posmakować ich jedzenia a je to samo co w swoich krajach.
Chwila orzeźwienia w wodzie i już jesteśmy poparzeni. Słońce grzeje niemiłosiernie i nie ma w ogóle deszczu.
Tutaj też spędzamy trzy dni i jedziemy do Bangkoku autobusem nocnym, żeby oszczędzić na noclegu.